O matko… cóż to za dzień! Niczym piątek 13-go! Według mnie ten dzień tak naprawdę zaczął się już wczoraj. Miałam w planach jechać do Poznania, byłam umówiona z Agnieszką na makijaż. Uwielbiam, gdy ktoś mnie maluje, więc mega się cieszyłam. Stwierdziłam też, że zostanę dzień dłużej w Stolicy Wielkopolski i w piątek (czyt. dziś) udam się na uczelnię złożyć wniosek o stypendium…. Moje plany jednak uległy gwałtownej zmianie. Na dworcu okazało się, że jest awaria trakcji kolejowej, podobno to już któraś usterka w tym miesiącu. Siedząc już w pociągu, dowiedziałam się, że awaria może trwać dłużej niż godzinę. Wiedziałam, że nie ma szans, żebym zdążyła na makijaż. Wysiadłam. Zwróciłam bilet w kasach i zadzwoniłam po mamę, żeby mnie odebrała z dworca w Lesznie. Byłam rozgoryczona, no i oczywiście jak to typowa baba myślałam, że to koniec świata…. Otóż myliłam się, bo tragedię miałam dzisiaj (i to prawdziwą)….
Obudziło mnie głośne wołanie: „Malwina, pomocy, Malwina, Malwina ratujjjjjj! Więc wyskoczyłam z łóżka jak torpeda. Mimo, że wiem iż moja mama lubi wyolbrzymiać niektóre sytuacje, a charakter ma wybuchowy, więc o drakę wcale nie jest trudno! No nic, zleciałam na dół, bo byłam prawie pewna, że bez powodu by tak nie krzyczała. Była 6 rano. Gdy byłam już na dole Madzia, czyt. moja mama, latała z kąta w kąt. Nagle krzyczy: „Malwina dom nam zalewa”- i pokazała na otwarte drzwi od piwnicy… Patrzę a tam już pół metra wody, woda tryska z rur niczym z wodospadu. Fakt, odgłos byłby relaksujący, gdybym znajdowała się na łonie natury, a nie we WŁASNYM DOMU! O tyle dobrze, że w takich sytuacjach zachowuję stoicki spokój ZAWSZE! Myślę, że 30 sekund wystarczyło na podjęcie decyzji, tak, było to dokładnie 30 sekund. Wzięłam telefon i zaczęłam dzwonić pod 998. Mama nie była w stanie.
Próbowałam w miarę normalnie porozmawiać z dyżurującym straży. Z nastawieniem na w miarę, gdyż jedną ręką trzymałam telefon, a drugą mamę. Rodzicielka ma usilnie chciała dostać się do piwnicy i zakręcić zawór z wodą. Obok zaworu z wodą była skrzynka z bezpiecznikami, czyli prąd, więc nie mogła tego zrobić, a ja nie mogłam na to pozwolić. Straż pożarna przyjechała po 5 minutach (gdyby ktoś był ciekaw, jakie tempo mają chłopacy). Wodę udało się wypompować, szkód mamy bardzo dużo, ale cieszę się, że nam się nic nie stało! Myślę, że jeszcze przez dwa dni będziemy oganiać piwnicę, mimo że jest mała, ale dużo rzeczy tam przechowywaliśmy….
Nawiązując do tematu mojego wpisu, bo przecież nic nie dzieje się bez przyczyny. Nie wiem, co by się działo tutaj rano, gdybym była w Poznaniu. Z dwojga złego lepiej, że zostałam w domu rodzinnym, lepiej że była awaria trakcji kolejowej, a najlepiej, że mogłam być w tym dniu z mamą i jej pomóc. Widocznie to, że wczoraj żaden pociąg nie odjechał z Leszna, miało jakiś cel. Miałam najzwyczajniej zostać w domu i nie ruszać się nigdzie tyłkiem! Żarty, żartami, ale woda to straszny żywioł, mimo że lubię się z nią to zdecydowanie nie podczas dzisiejszej sytuacji. Uważam, że jest o stopień mniej drastyczna od ognia. Nie rozprzestrzenia się tak szybko, ale szkody potrafi wyrządzić równie mocne. U nas zniszczyło się bardzo dużo sprzętu elektronicznego, leki i aparatury medyczne, ściany, strop, pamiątki rodzinne…. Jednym słowem wszystko co znajdowało się w piwnicy!
Czy idzie się jakoś ustrzec przed zalaniem?! Uważam, że nie, zawór bądź uszczelka od wody może pęknąć w każdym momencie. U nas to właśnie uszczelka zawiodła. O tyle dobrze, że byłyśmy w tym momencie w domu, gdy to się stało. Boję się pomyśleć, co by było gdyby….
Najważniejsze 1: ZAKRĘCAJCIE ZAWÓR z wodą, gdy jedziecie na wakacje!
Najważniejsze 2: Wasze zdrowie i życie jest ważniejsze niż zalany DOM! Dlatego zawsze musicie być pewni, że nie ma nigdzie źródła prądu wokół zalanego miejsca!
Trzymajcie za nas kciuki i za sprzątanie!
Współczuję, ale jestem zdania, że po burzy zawsze wychodzi słońce 🙂
to nic przyjemnego :/ bardzo Ci współczuję :/
Kochana, współczuję. Wiem, że na pewno było Wam ciężko, każda walka z żywiołem jest straszna.
Pozdrawiam serdecznie, życzę dużo sił!